niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 1




Obudziłam się rano, ale nie byłam u siebie w łóżku, lecz na gałęzi wysokiego drzewa, ale boli mnie głowa, rozejrzałam się, krzyknęłam do siebie.-ej widzę stąd mój dom.!-jestem w środku lasu po którym biegam, okej. Zeskoczyłam z drzewa, upadek nie bolał, jestem przyzwyczajona, ruszyłam w stronę domu, popatrzyłam po sobie, moja czarna bluzka na ramiączkach, jest cała potargana, tak jak moje czarne getry, buty mam ubłocone, no świetnie, zaczęłam biec, przecież dzisiaj rozpoczyna się rok szkolny, jestem na dodatek nowa, oj mam przechlapane, znalazłam się już obok domu, nie znajdował się on gdzieś w środku miasta lecz prowadziła do niego piękna ścieżka, a znajduje się to wszystko w lesie, podeszłam do domu, mój pokój jest na drugim piętrze, wskoczyłam tam, otworzyłam okno i weszłam, postanowiłam jak najszybciej się przebrać, podeszłam do garderoby i poszłam z rzeczami się umyć. Po umyciu, ubrałam się w sukienkę do ud koloru łososiowego ozdobionego czarnymi listkami, czarny pierścionek, perfumy, pomalowane usta na lekki róż, co mało dawało ponieważ moje usta są czerwone, kolczyki do ramion, włosy wysuszyłam i rozczesałam, nic więcej nie trzeba. Założyłam jeszcze szpilki i wzięłam moją portmonetkę, zeszłam na dół ubrałam moją kurtkę skórzaną koloru czerni.
Moja mama mnie nie zauważyła, na telefonie, mam godzinę siódmą czterdzieści pięć, spoko, zajście tam zajmie mi max dziesięć minut. Doszłam już na miejsce, było lekkie zamieszanie chyba, ponieważ apel chyba będzie przeniesiony, no chyba że chcą go robić gdzie jest policja, tak fajnie by było. Podeszłam do gróbki uczniów i zapytałam się nauczyciela, co się stało, odpowiedział mi że jakieś zwierzę zniszczyło gablotki, ściany i bramę. Zdziwiłam się, a co jeśli, no nie, mama da mi szlaban, ale fajnie zawieszą mnie, a potem, pełen luz, czas na sport i wolność. Usłyszałam od komisarzy, że znaleźli w szkole ciało jakiegoś zwierzęcia, no dobra teraz nie mogę się przyznać, oj będzie kara. Odwróciłam się w oddali, zobaczyłam ze uczniowie mają przyjść jutro, ale fart, szkoda, że nic nie pamiętam z nocy. Szłam powoli rozmyślając, co będzie jak mama się dowie, usłyszałam nagle czyjś głos wypowiadający moje imię, spojrzałam w tamta stronę, mój brat mnie woła, czemu mama powiedziała mu o całej tej tajemnicy, teraz może mnie wpakować. Szlak jak wspomnie o tym w domu, tymi rękami zamorduję.! Podeszłam do niego, był z kumplami, no wiecie on tu mieszka prawie od urodzenia a ja przyjechałam na początku sierpnia, minął dopiero miesiąc, minus, jestem z nim teraz w klasie, on zna wszystkich, a ja znam tylko go.
- co chcesz, głupku.?- jego otoczenie zaczęło się śmiać, podszedł do mnie i wskazał na mnie palcem. 
- jak śmiesz mnie tak nazywać.?!-złapałam jego rękę i zbiłam moje długie paznokcie ( zdjęcie ich jest na prologu, na jej plecach ;) ) on syknął z bólu i złapał moją rękę odciągając swoją od mojej, nie puszczałam.
- jak śmiesz mnie wołać żeby się pochwalić z swej głupoty.?-powiedziałam spokojnie, on odwrócił się do kolegów, oni się śmiali, puściłam brata bo zaczęła mu lecieć krew.-czego chcesz.?
- powiedzieć że matka, da ci ochrzan.!
- niby za co.?-zaczęłam się bać.
- ty dobrze wiesz za co.-podał mi oczko. tupnęłam nogą o ziemie jak naburmuszone dziecko i podeszłam do niego, zbliżyłam swoją twarz do jego, patrzyłam na niego, stworzyłam u niego teraz iluzję, w moich oczach widział to czego najbardziej się bał, nie wiem co to jest, po prostu myślę, aby zobaczył to czego się najbardziej boi. 
- marsz do domu.!-wskazałam ręką na chodnik, a on spuścił głowę i szedł spokojnie, udałam się za nim.

Grono chłopaków od Wojtka.( i, 2, 3, 4)

- widzieliście go.?-1
- nie dało się przeoczyć.-2
- ona jest straszna. nie chcę jej znać.-3
- będziesz musiał.-4
- że co.?!-3
- ona będzie chodziła z nami do klasy.-4
- widzieliście jej pazury.?-2
- tak, to było straszne, współczuję Wojtkowi.-1

Sonia

Wracałam do domu z chłopakiem, był smutny, weszliśmy do budynku, użyłam iluzji, aby sprawić, że mnie tu nie ma, chłopak zaczął panikować ale po chwili przypomniał sobie że użyłam mocy. Zaczął iść powoli do kuchni, poszłam za nim, podszedł do mamy i powiedział że w szkole nie było apelu, bo na jej teren weszło jakieś zwierzę i poniszczyło jakieś gablotki, bramę itp. Matka, natychmiast zawołała mnie, pojawiłam się za nią, można powiedzieć "wyłączyłam" iluzję. Matka na mnie nakrzyczała ja się broniłam, ale na marne. Dostałam karę, dzięki Wojtek, spytałam się czy jutro idę do szkoły, odpowiedziała że oczywiście że tak ale od razu wracam do domu po apelu, nigdzie nie idę ani nic. Zaczęłam płakać poleciałam do swojego pokoju, po dwudziestu minutach uspokoiłam się. O nie jutro mam karę, dziś jestem jeszcze wolna, otworzyłam okno i przez nie wyskoczyłam. Pobiegłam do lasu, oczywiście za nim opuściłam "wiezienie przebrałam się" ubrałam szarą bluzę zakładaną z skrzydłami na plecach, heh skądś to znam. To tego założyłam rajstopy w siatkę a na nie krótkie spodenki czarne z szelkami dla ozdoby, do tego założyłam glany i kaptur na głowę.
Biegłam przed siebie, nie przemieniałam się, bo po co, ja tu ćwiczę! Gdy rozmyślałam o jutrzejszym dniu nie zauważyłam że na kogoś wpadłam, przewróciłam się upadłam na lekko szpiczaste kamienie, syknęłam z bólu, osobnik na którego wpadłam również się przewrócił, chyba też biegł, jednak on gdy tylko zobaczył mnie leżącą na ziemi gdzie jest trochę krwi, no nie jest ładnie, podbiegł do mnie i spytał czy wszystko ze mną. Odezwałam się.
- wszystko w porządku, gdy by nie to że nabiłam się na ostry kamień i krwawię.! po za tym spoko.-uśmiechnęłam się, zaraz i tak mi się zagoi, wilkołaki szybko się regenerują, chłopak po patrzył na mnie, potem na moje paznokcie.
- to ty jesteś, Sonia.? siostra Wojtka.?
- tak, jestem Sonia i tak siostra ale przyrodnia.-zaśmiałam się cicho.- przyrodnia to nie mówił. Jestem Kastiel.-chłopak pomógł mi wstać, zaczęłam się otrzepywać.
- miło. Skąd wiedziałeś, ze to ja.?
- tylko jedna dziewczyna w mieście ma takie pazury.- mówił podnosząc moją rękę i wskazując na nią palcem u drugiej.
- he, nie moja wina.
- to czyja.?-przyłapał mnie.
- a bo ja wiem szybko mi odrastają-złapałam się rękami za buzię-to znaczy, nie żeby to brzmiało dziwnie.
- nie bolą cie już plecy.?
- nie a co. ej co ty robisz.?!-krzyknęłam ponieważ chłopak podszedł za mnie kiedy mówiłam, podniósł moją bluzę, sprawdził ranę, no nie tatuaż.!
- ooo, nawet masz tatuaż.-powiedział i uśmiechną się łobuzersko, co za zboczuch.! chciałam mu się wyrwać, ponieważ mnie "przytulił" od tyłu, ale on silny, ale przecież to niemożliwe, wilkołaka może pokonać jedynie wilkołak.! chyba że. nie.! nie wytrzymałam, odwróciłam się do niego i spojrzałam mu w oczy, jesteś mój, stworzyłam u niego iluzję, tą samą co Wojtkowi. Od razu mnie puścił, zaczął się rozglądać, wyłączyłam u niego iluzję lekko przerażona, nie powinnam tego robić, ale mam wytłumaczenie, broniłam się. Popatrzyłam na niego przestraszona, nie wiedziałam co robić, w końcu się odezwał.
- no więc dar czy przekleństwo.?-ale pytanie.
- dar.-uśmiechnęłam się niewinnie a co miałam powiedzieć nie jestem wilkołakiem, jednym z bardzo rzadkich.
- tylko tyle.?-podszedł ponownie. złapał mnie za rękę, podniósł ją, z kieszeni wyciągną nożyk, nie mogłam mu się wyrwać, zbliżył nożyk do moich palców, potem na paznokcie, odciął mi jednego bardzo blisko skóry w sumie, przeciął mi też skórę. Nawet nie syknęłam tylko patrzyłam co będzie dalej, szlaban w domu, kara do śmierci, potem kara po śmieci, a potem kara w nowym życiu, o ile istnieje. Skóra szybko się zagoiła, a paznokieć wydłużył się ponownie, tak jak był, chłopak nawet się nie zdziwił.
- no więc, do miasta wprowadził się wilkołak, co.? tylko dar iluzji hę.?-byłam przerażona jeszcze nigdy nie spotkałam innego wilkołaka, moja matka nie odziedziczyła tego, za to mój dziadek był wilkołakiem, a on już nie żyje więc. Nawet się nie odezwałam tylko włączyłam iluzję, że stoję nadal przed nim i zastanawiam się co powiedzieć, ale tak na prawdę biegłam do domu. Chłopak najwyraźniej, zajarzył, że przed nim stoi jego wyobraźnia, zaczął mnie gonić, skręciłam w lewo, tak aby mnie nie zauważył, schowałam się pod kamieniami, a mój klon biegł dalej, oj to będzie fajne, iluzją sprawiłam że nie było widać pewnego drzewa, a moja postać w niego biegła, a chłopak za nią. Chyba się uduszę, ze śmiechu, chłopak z całej siły uderzył w drzewo, podeszłam do niego i pomogłam mu wstać, nie miał nawet siniaka. Zaczęłam pytanie.
- więc ty jesteś wilkołakiem.?
- no a nie widać.!- był zły, oj zły.

3 komentarze:

  1. Ja ogarniam że Ty najbardziej lubisz kasa ale on jest za miły. Zrób tych ludzi trochę wredniejszych i pamiętaj o Amber... Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  2. xDD Ach ten Kastiel <3 Rozdział bardzo mi się podobał i już mi nie miga xDD Bo jak czytałam pierwszą połowę to wyglądałam jak chińczyk xD
    No cóż ja lecę czytać dalej , zaciekawiła mnie ta historia :)
    Mocne 9/10 ! :3

    OdpowiedzUsuń