Chociaż, przemyślmy to tak, ja go dopiero co poznałam, a on już pocałunki.? Nie, nie, tak nie może być, ale dlaczego, on to zrobił.? Dlaczego to robi.? Gdy tak się zastanawiałam przejrzałam na oczy, czy on chce mnie upokorzyć, lub wykorzystać.? No nie wiem, na przykład na jakiejś zemście, albo może on gra w jakąś grę.? Na pewno tak jest, przecież ja jestem osłabiona, sama, nie liczą debila (czyt: brata) i rodziców, to jestem, sama, z nim w pokoju, na dodatek, jest on ode mnie silniejszy, co jest zdecydowanie nie fair.! Otworzyłam oczy, i przestałam oddawać pocałunki, tak jak się spodziewałam chłopak, również otworzył, swoje piękne brązowe oczy, w których widziałam pełno radości, ale z czego.? tego że mnie pocałował, no i robił to dalej.? Na pewno nie, spojrzałam mu w oczy, i wyobraziłam sobie coś po czym wypowiedziałam słowa w swojej głowie, lecz to nie ja, nie ja je powiedziałam, byłam to ja, mój głos, moje usta, lecz, nie moje słowa...
- Odejdź i nie zbliżaj się tu, bez mej zgody - gdy tak na niego, patrzyłam, zdumiona, w siłę swoich słów, on tyko podniósł się ze mnie i patrzył , po czym wstał, uśmiechnął się i wziął swoją kurtkę, założył buty, które ściągnął, najwyraźniej pamiętał moją uwagę na temat czystości. Podszedł do okna, wysłał mi jeszcze uśmiech, triumfu.? Chyba tak, w oczach miał radość, na ustach też, lecz biło od niego coś czego nie rozumiałam, co mu się działo.? A może to coś ze mną.? Dziwnie się czułam, od tamtego momentu, gdy wyszłam na dworze, coś chyba wyczułam, taki dziwny nie przyjemny i nie znajomy zapach, czułam wtedy że miałam uciekać, lecz, coś mnie złapało, i dalej urywa mi się film. Potem oszołomiona, obudziłam się tutaj, w objęciach Kasa, byłam rozkojarzona, i nad sobą nie panowałam, a on robił co chciał, nie odezwę się do niego, do puki tego nie przemyślę...No nic, teraz tylko, pytanie, jakim cudem, ktoś prze ze mnie przemówił, a ja się z tym kimś zgadzałam.? Moje rozmyślanie, przerwała chyba moja mama, bo weszła do mojego pokoju, odruchowo, sprawiłam iluzję, że nie mam rozszarpanego ramienia, który jest przykryty bandażem, z którego przesiąka krew, ona zobaczyła mnie po prostu w moich ciuchach, tak jak wróciłam, przynajmniej, mnie nie rozbierali, chociaż chyba kas miał na to ochotę, ale mniejsza o to, moja matka weszła do pokoju
- Córeczko, co się stało.? Rozumiem że masz karę, ale żeby uciekać z domu na parę godzin..
- ile mnie nie było.?
- pięć godzin, nie wchodziłam tu od godzinki
- a tak, pobiegłam do lasu, żeby pomyśleć, nad tym, wszystkim, co zaszło, i nie sądzę abym to ja zrobiła to zamieszanie, a po za tym, masz jakieś dowody że to ja, a nie jakieś faktycznie "zwierzę" (czyt: kas, lub tym podobne) .?
- no nie wiem słonko, chodź zejdź na dół, na kolację
Tak jak powiedziała, wstałam z ogromnym bólem, który rozwalał mnie całą od środka, powodując, ból, jak by ktoś mi wykroił ramię, w którym zostawił nóż, wbity głęboko pod skórę, lecz na mojej twarzy promieniował uśmiech. Z takim stanem opuściłam moje królestwo, i ruszyłam na podbój parówek, berlinek. Następnego dnia, poszłam do szkoły z bratem, na to rozpoczęcie, oczywiście miałam na sobie moją sukienkę z golfikiem, koloru bieli...
Makijażu nie robiłam tak jak nie malowałam ust, włosy zostawiłam rozpuszczone jak by mi się golfik zsuną, to mam nadzieję że włosy zakryją siniaki, o nie, przecież Kastiel jest moim dłużnikiem.! Powinnam jakoś wykorzystać ten dług. No ale nic, wyszłam z domu, po drodze biorąc jeszcze portmonetkę koloru bieli...
I tak przygotowana, ruszyłam do szkoły rozpoczęcie było nudne, takie jak w każdej szkole, jednak, po jego zakończeniu, byłam jeszcze bardziej znudzona, bo mieliśmy iść do swoich klas, spójrzmy, dostałam kartkę od Nataniela, którego imię poznałam o dziwo dopiero dziś, no nic, ruszyłam w stronę swojej szafki, gdy znalazłam numerek 265 odetchnęłam z ulgą, ponieważ aby znaleźć to małe ledwie potrzebne miejsce musiałam poświęcić cały swój czas zwiedzania chyba, no bo okrążyłam parter, potem pierwsze piętro, i dopiero na drugim piętrze znalazłam moją szafkę, owszem zwiedzałam, szafki, które były raz z naklejkami, a raz nie tknięte. Patrzyłam na swoją szafkę, jest w tej grupie "nietkniętych" nie była zamknięta, więc szybko ją otworzyłam, potem, według instrukcji Nataniela które głosiły "musisz sobie ustawić hasło do otwarcia szafki, myślę że gładko ci pójdzie.." tak, on myślał że mi się to uda, patrzyłam na kłódkę, która była otwarta, ale nie będzie dzięki mnie zamknięta na kod który wymyślę. Odwróciłam się od szafki i spojrzałam na korytarz, uczniowie, uczniowie, o no proszę uczniowie, jeden nauczyciel, drugi nauczyciel, nauczycielka, jezu co za nudna szkoła.! a gdzie chuligani.?! Patrzyłam tak, chwilę, do puki ktoś nie otworzył szafki obok mnie, spojrzałam w tamtą stronę, osoba schowała się za drzwiczkami, westchnęłam cicho, po czy wyciągnęłam telefon, i zaczęłam sprawdzać Facebooka, po co.? aby nie robić z siebie idiotki która stoi przy szafce i zastanawia się jak ona działa.! Gdy coś zaczęło mnie interesować, bo ktoś dodał takiego posta z mojej starej szkoły, gdzie było takie fajne śmieszne zdjęcie z napisem, wyglądało ono tak....
Zaczęłam się śmiać do siebie, do puki nie poczułam oddechu na moim obojczyku, spojrzałam powoli w tamtą stronę, odskoczyłam do tyłu, i złapałam się za klatkę piersiową, zaczęłam szybko dyszeć, a osobnik, który śmierdzi, obrzydliwie wygląda, ma głupi uśmiech, zaczynam się go bać, osobnik ten odezwał się (osobnik - czyt: Kastiel...).
- ty zawsze będziesz tak reagować jak ktoś cię wystraszy.?
- jestem wrażliwa....co ty tu robisz..? - dobra to było głupie pytanie...
- jestem przy swojej szafce i obserwuje twój telefon, z dość śmiesznym postem...
- rozumiem, spoko...możesz sobie iść... - spojrzałam na niego, gdy się już oddalał, dostałam olśnienia, zawołałam śmierdziucha... - ej, czekaj.!
- czego.? - odwrócił się, matko, i ja go całowałam.? eh nie ważne...
- pomóż mi z tą szafką.... - wskazałam na nią palcem.
- a co będę miał w zamian.?
- rękę w całości, ej to jak pomożesz...?
- to dobry układ. dobra pomogę.... - prychnął cicho, podszedł i zaczął mi wszystko tłumaczyć...
Po ustawieniu.
- no dobra, Kas, dzięki za pomoc.... - odszedł cicho, nie odzywając się, to było chamskie, spojrzałam na swoją kartkę.
Mój plan lekcji, eh, pierwsza majca, ruszyłam na poszukiwanie klasy, po godzinach poszukiwań (czyt: po pięciu min) odnalazłam miejsce, gdy weszłam do środka, szłam na tyły, bo nie wiedziałam gdzie mogę usiąść, lecz za nim to zrobiłam, ktoś złapał mnie za nadgarstek i pociągnął na krzesło, zobaczyłam że to Rozalia, o ile dobrze pamiętam jej imię. Patrzyłam na nią z zaciekawieniem, a ona się tylko uśmiechnęła, popatrzyłam na nią wzrokiem oznajmującym jedno słowo "dzięki" patrzyłam jak inni siadają. Gdy do klasy wszedł nauczyciel, był nie zbyt typowym nauczycielem, był dość duży, umięśniony, no można powiedzieć zę nawet ładny....
Patrzyłam na niego z podziwem, on nawet na mnie nie spojrzał szkoda, no ale jestem nową uczennicą.! A nie chwila stop nie jestem jedyna, to nawet dobrze, nie zbyt lubię się wyróżniać, ale nigdy nie wiadomo na kogo wyrosnę bo ten wiek, jest porąbany.
- nawet tak an niego nie patrz.! - krzyknęła do mnie cicho Roza, teraz się skapnęłam że nawet nie odwróciłam wzroku od nauczyciela, spojrzałam na koleżankę, która podała mi potajemnie kartkę, wyciągnęłam długopis i zapisałam na niej "sorry, ale nigdy nie widziałam takiego faceta " ona po przeczytaniu wiadomości lekko się uśmiechnęła ale odpisała mi, przez co o mało nie wybuchłam śmiechem... " zachowujesz się jak ja pierwszego dnia w tej budzie.!" Spojrzałam na nią a ona potwierdziła swoje zdanie kiwając głową, lekko się zaśmiałam a potem po lekcji, poszłyśmy na korytarz, gdzie natknęłyśmy się na dziewczynę, miała rude włosy, ładną cerę, była po prostu ładna, ale ruda, no już ją kocham, Roza przywitała się i zaczęła mówić, do niej o mnie.
- Iris to jest Sonia, Sonia to jest Iris....
- (Iris zaczęła się śmiać)
- co jest.? - zapytała ją Roza
- mam takie fajne imię Iris.! zazdrościsz mi tego imienia, wszyscy mi zazdroszczą i ja sobie zazdroszczę..... - śmiała się dalej, a Roza pokręciła głową, podszedł do nas chłopak, która zwał się Armin, poznałam go, tam pod barem, to znaczy każdy z nich mi się przedstawił...a z resztą Armin odezwał się do Iris...- cześć ruda.....
- co to miało znaczyć.? - zapytała Iris...
- yyy, a ja wiem jesteś ruda masz rude włosy jarzysz nie ? - odpowiedział.....
- (bije brawo) O jakie to kreatywne. A coś o Sonii... - wskazała na mnie palcem, ja cała zszokowana jej reakcją spojrzałam na Armina, on się chyba lekko zarumienił, udajmy ze tego nie widziałam, spojrzałam na Iris, o ona się odezwała, Iris...
- mój pies ma fajny nos jak klopsik, taki czarny...- (bije brawo) O jakie to kreatywne. A coś o Sonii... - wskazała na mnie palcem, ja cała zszokowana jej reakcją spojrzałam na Armina, on się chyba lekko zarumienił, udajmy ze tego nie widziałam, spojrzałam na Iris, o ona się odezwała, Iris...
- ale klopsiki są brązowo-szare.... - (Armin)
- wiesz to było podłe - powiedziała Iris, no nic, najwyraźniej nie będzie łatwo z nią rozmawiać, hmm, spojrzałam na innych, potem Roza odezwała się w końcu przerywając nie przyjemną ciszę...
- co robisz w sobotę.?
- zajmuje się psem szefa mojej mamy - odpowiedziała Iris...
- Oh.! a jaką rasą psa.?
- nie jestem pewna. Ma łapy i ogon. Może jest angielskim łapo-ogonem... - powiedziała stukając się o podbródek, spojrzeliśmy wszyscy na nią, i zaczęliśmy się śmiać, poszliśmy na kolejną lekcję, ale tej sali nawet nie odstąpiliśmy nawet na krok, dlaczego.? Bo teraz druga majca.?! Przenoszę się do innej szkoły.! No nic, weszliśmy ponownie do klasy, tym razem Iris, siedziała przede mną i Rozą, za mną siedział Kas i Lys, a gdzieś tam dalej w sali reszta ich paczki, nie wiem czy do niej należę, nie wiem. Patrzyłam jak ten sam nauczyciel wchodzi do klasy, więc to jest nasz wychowawca, super, po prostu genialnie, patrzyłam na niego, był ogromny hałas w klasie, nawet kiedy on wszedł do klasy, hmm, może nie jest tu aż tak źle... nagle popatrzył na wszystkich i zaczął mówić, co mnie zdziwiło nie na temat majcy, która rujnuje życie nastoletnie, powiedział słowa...
- Sto lat.! Sto lat.! - zastaliśmy ciszę, po jego słowach, i nagle odezwała się Iris, tym swoim zabawnym głosikiem...
- kto ma dziś urodziny.? - przekręciła głowę i spojrzała na nauczyciela, ten się uśmiechnął i odpowiedział
- ktoś na pewno, na bank.
- ah, jakie to autentyczne.! - odrzekła Iris, i wszyscy się zaśmiali, co sprawiło że zastaliśmy już całkowitą ciszę, okej, trochę dziwne ale skuteczne.
- dziękuję. Dobrze więc przejdźmy do.....
5 godzin później.....
Lekcje się skończyły, w końcu wolność.! Miałam już minąć salę gimnastyczną, gdyby nie Kastiel, chciałam go ominąć, lecz ten złapał mnie w talii, zatrzymując mnie do dalszego pójścia, spojrzałam na niego, lecz nim się zorientowałam podbiegła do nas Roza, i krzyknęła.
- Sonia już spokojnie poprosiłam go żeby cie zatrzymał przed szkołą, lecz nie w taki sposób głupolu...! - ostatnie słowa mówiła do głupola (czyt: kasa) Spojrzałam na nią, Kas mnie puścił i wszedł na salę, Roza, spojrzała na mnie a ja na nią, byłyśmy same, Roza wzięła głęboki wdech i zaczęła mówić...
- słuchaj, teraz odbywa się spotkanie z naszym wychowawcą....
- więc albo dostałam zły plan lekcji, albo coś ci się pomieszało, albo tego nie było w planach..... - wymieniałam na palcach, ona się lekko zaśmiała, lecz powiedziała słowa...
- tego nie ma w planach lekcyjnych, ponieważ jest to lekcja dla wilkołaków....
- uu, a ona jest obowiązkowa.? bo jak nie to ja nie byłam poinformowana, i poszłam do domu.! - zaśmiałyśmy się obie, jednak Roza kontynuowała swój monolog...
- jest obowiązkowa dla wszystkich wilkołaków, z naszej klasy, więc chodź, i nie odzywaj się bez pytania, okej.?
- no jasne ja będę miała gębę na kłódkę, to wiesz co, skoro nic nie będę mówiła, to ja lecę do domu.! pa.! - odwróciłam się, lecz nim zrobiłam jeden, krok, zatrzymała mnie czyjaś ręka, spojrzałam na jej właściciela, po czym krzyknęłam - Kastiel co ty robisz do cholery.?! daj iść do domu, na ciepły obiad, potem abym mogła odbyć swoją karę, do końca życia.! - prychnął i wepchnął mnie do sali, no nic poszłam za nim, do jednego rzędu, z nasza grupką, w niższym rzędzie była jakaś chyba święta trójca, potem chyba jakieś dwie dziewczyny, koniec, to była nasza klasa, z wilkołaków, hmm, jakby się zastanowić, to w tej szkole jest więcej wilkołaków niż ludzi... hmm, a ja bym tego nie wiedziała...usłyszałam własny głos.. - ale nudy, będzie się coś działo.? - zapytałam, w prawdzie siebie, lecz odpowiedział mi Alexy i Armin, w tym samym czasie...
- za pewne będzie to co zawsze... - spojrzałam na nich, odezwał się sam Alexy, jakby Armin mnie unikał.? tak, tak można to nazwać....
- będzie z nami gadać, i zapewne poruszy temat przeniesienia rozpoczęcia roku szkolnego, czyli info które nas dotyczy...
- aha, rozumiem.... chyba, nie chociaż nie ja nie rozumiem. inaczej nie kumam. a jeszcze inaczej, to mnie to nie obchodzi... - uśmiechnęłam się, nudno, tak od niechcenia, a ich chyba zatkało, za dużo czasu z przyrodnim bratem.! no można oszaleć.! Usłyszeliśmy głos nauczyciela....
- dobrze, pomówmy, o przeniesieniu dnia rozpoczęcia, wiecie coś na ten temat.?
- (cisza...)...
- okej, rozumiem, ze żadnych wieści nie macie, rozumiem, a wiecie coś o zabójstwie, tym.....
1 długa, bardzo długa minuta później
Miałam pochyloną głowę jak bym spała, lecz na dźwięk czyjegoś innego głosu, podniosłam ją, bo odezwał się Alexy, rozbawiony, nie wiem czym....
- ja czytałem na necie, że ślady krwi prowadziły do lasu...
- ale przeniesienia szkoły.? - zapytał nauczyciel Alexego który odezwał się od tak...
- tego zabójstwa, człowieka....
- faktycznie, dziękuję ci Alex, ktoś ma jeszcze jakieś wieści.?
1, wieczna, nieskończona bardzo długa godzina później....
- hej, Sonia, wstawaj..! - usłyszałam głos, Rozy, podniosłam szybko głowę, którą miałam przykrytą rękami, które były oparte o kolana, spojrzałam na nią, ona kontynuowała - 10 minut temu przysnęłaś i nie mogłam cię obudzić, teraz skończyła się lekcja, więc mogłam krzyknąć, ty masz na prawdę twardy sen, kto cię w domu budzi.?
- szczerze.?
- no szczerze.... - potwierdziła, uśmiechnęłam się i powiedziałam jej na ucho, po tym jak wstałam....
- smród mijającego mój pokój brata, który idzie do łazienki się umyć.... - ona chyba dostała ciarek, ponieważ, szybko otrząsnęła się jak by chciała zrzucić jakieś robale ze swojego ciała....a ja się zaśmiałam, po czym powiedziałam już głośniej, wyszłyśmy z sali gimnastycznej i byłyśmy przy bramie wejścia do szkoły....teraz to powiedziałam - no teraz wiesz co jest lepsze niż budzik...
- co jest lepsze niż budzik.? - zapytał mój przyrodni brat, który teraz do nas podszedł....
- krzycząca na nas matka.....dobra pa Roza.! widzimy się jutro.! - krzyknęłam i odeszliśmy kawałek, to nawet słyszałam jak Roza zaczyna się śmiać, szłam z bratem dalej, w las, potem nagle pytanie które dostało się do mojej głowy, wydostało się i świat (czyt: brat) dowiedzieli się co mi łaziło po głowie...
- ktoś nas śledzi..... - czemu ja to powiedziałam na głos.? na wet nie wiem...
- zdaje ci się... - powiedział ten, co rano działa jako mój prywatny śmierdzący budzik....
- nie, mi się nigdy nic nie zdaje, chodź już do domu, na obiad. Ej mam pytanie, ty teraz skończyłeś lekcje czy na mnie czekałeś.?
- teraz skończyłem, a z tego powodu ze nie wziąłem kluczy do mieszkania, to jeszcze czekałem na ciebie... - spojrzałam na niego, wchodziliśmy właśnie do lasu....
- a co, nie ma rodziców.?
- nie, twoja matka w pracy, a przynajmniej, jej szuka - wzięłam dłoń w pięść lecz on kontynuował - a mój ojciec jest w pracy, chociaż, może już skończył....
- nie ważne, chodź.
Skręciliśmy i weszliśmy w głąb lasu, dotarliśmy na ładną ścieżkę zrobioną z liści i pięknych różanych krzewów, mówiliśmy do siebie co nam przyjdzie do głowy, gdy dotarliśmy do domu, otworzyłam drzwi, i tak jak mówił, Wojtek, tata był w domu, zapytał się nas...
- czego nowego się dowiedziałeś w szkole.? - pyta go tata
- że inni mają znacznie większe kieszonkowe... - odpowiedział Wojtek i poszedł na górę do swojego pokoju, a tata patrzył na mnie, odpowiedziałam pospiesznie...
- ja dowiedziałam się ile to jest 2+2 tato, nic nowego.... - i również poszłam do swojego pokoju, gdzie mogłam być sama, nadal byłam ubrana w strój galowy, no nic, jak się wybrudzi to pójdzie do prania żadna filozofia, hmm, zeszłam na dół, poszłam do kuchni, i wzięłam swoją porcję obiadu, po czym znów byłam w swoim królestwie. Jednak gdy położyłam się na łóżku, pożałowałam tego, bo zabolała mnie moja rana, na ramieniu, dziś w szkole akurat nie było na szczęście osobników którzy mnie za nie trzymali i kompletnie o nim zapomniałam, eh, wzięłam głęboki wdech, rozmyślałam, i rozmyślałam, do puki nie usłyszałam dzwonka do drzwi, po chwili, usłyszałam jak Wojtek schodzi na dół, i coś tam porabiają. Nie zwracałam na to uwagi, wzięłam mojego laptopa, zobaczyłam, że mam jakieś wiadomości przez Facebooka, otworzyłam je, no proszę moja grupka o mnie pamięta, odpisałam...- no hej, chcieliście coś.? - o dziwo, odpisali bardzo szybko...
- no pogadać, i poinformować cię, ze przyjedzie do ciebie, Dake...
- a z jakiej to okazji.?
- takiej że przeprowadza się tam, bo jego ojciec będzie pracował jako wuefista i "jego syn też musi z nim być" nie wiemy po co po prostu pojechał..
- ale, czekaj, kiedy pojechał.?
- no jakoś tak dziś rano, lub w nocy....
- więc będzie tu mniej więcej jutro.?
- u ciebie, tak...
- rozumiem, dzięki za info, a wiecie w jakiej szkole będzie pracował ten jego ojciec.?
- w s....s.....
- słodki.....
- tak.! słodki amoris.!
- no to zajebiście.!
- co.?
- nic, tylko zaczęłam tam chodzić dziś do szkoły, no zajebiście...
- wiesz może w końcu poznacz go osobiście.....;)
- a ja z kim tak w ogóle piszę.?
- ze wszystkimi po kolei...
- okej, spoko, ej słuchajcie muszę już iść....
- a gdzie.? bo jak na przystanek czekać na deka to nie radzimy....
- nie głupole, idę ogarnąć dom, napisze później..
Dobra jak mam wytrzymać karę, to muszę się jej podjąć, wyszłam z pokoju i zaczęłam chodzić w te i we wte zbierając czyjeś (czyt: Wojtka) brudne śmierdzące ciuchy, które były w dookoła łazienki z pralką, w kuchni, co było ohydne, i w salonie, co mnie zdziwiło, no bo jak jego rzeczy prywatne (czyt: brudna bielizna i koszulki) trafiły do salonu.? i do kuchni.? no ja się pytam jak.?! Wzięłam koszyk, na pranie, powsadzałam do niego znaleziska, i poszłam z nimi do pokoju brata, gdy podchodziłam do drzwi, usłyszałam że z kimś gada, a no tak, ci goście, pewnie z naszej szkoły, hmm. Stworzyłam iluzję, ze drzwi są nadal zamknięte bez zmian, jednak ja je otworzyłam bezszelestnie, i niewidzialna podeszłam na tył Wojtka, który siedział na krześle obrotowym, zwróconym tyłem do kompa, a przodem, do Kasa, Lysa, Armina, Kentina, Jakiegoś nieznanego mi chłopaka, plus jeszcze jednego nieznanego mi chłopaka. Żadnej dziewczyny, no ten chłopak to w przyszłości z kotami zamieszka....Tak więc stałam za nim z koszem jego "prywatnych rzeczy" i wyłączyłam iluzję, ale nie siebie, lecz koszyka, ponieważ go puściłam na jego głowę, i wszystkie brudne ciuchy spadły na jego głowę, wszyscy zaczęli się śmiać, on wstał, zrzucając z siebie brudną bieliznę, gdy tylko wstał, ja pobiegłam do drzwi, i jak by mnie tu nie było wyszłam, iluzję wyłączyłam dopiero wtedy wyszłam i zamknęłam drzwi. Otworzyłam lekko drzwi, tym razem bez iluzji, i zobaczyłam jak Wojtek się wścieka, i już tu biegnie, szybko odeszłam od drzwi, i założyłam na nie wiaderko z farbą, którą wzięłam z piwnicy, no wzięłam to co zostało, bo resztę zużyłam na poprzednich kawałach....
Poprzedni kawał...
wylałam farbę na podłogę wzdłuż przejścia między pokojami. Obok mojego wcześniej dałam ścierkę aby farba się do niego nie dostała. Tak więc po rozlaniu farby na podłogę, poszłam kilka kroków w tył, i ustawiłam kolejne szmatki tak aby farba nie spływała po schodach, ani nigdzie indziej. Do drzwi z jednej strony dałam sznurek, był on przyczepiony do kołka po drugiej stronie drzwi, na wysokości zawiasów, po drugiej stronie zrobiłam to samo. Gdy moje dzieło było prawie gotowe, zeszłam na dół, do salonu, gdzie siedział Wojtek ze swoim telefonem, szybo mu go zwinęłam, przez co on wstał, i zaczął za mną biec, ja pobiegłam na górę, szybciej niż on, potem przeskoczyłam ogromną kałużę farby, zgasiłam światło, i zapaliłam szybko świeczkę którą wzięłam do ręki, stałam prostu z świeczką przed twarzą i telefonem, zobaczyłam Wojtka, nic nie świadomy ruszył w moją stronę, potknął się o przyczepiony sznur i wywalił się na kałużę farby, potem szybko zdmuchnęłam świeczkę odłożyłam telefon na podłodze na suchym miejscu, i szybko przeskoczyłam do mojego pokoju, gdzie drzwi były otwarte, i zamknęłam się tam fo puki sobie nie poszedł.
Teraz...
Patrzyłam i śmiałam się, już w duszy, i winiłam siebie że nie wzięłam kamery, jak przedtem. Wojtek, szybko otworzył drzwi i cała końcówka farby spadła na jego głowę, potem tyko pomachałam chłopcom z pokoju którzy śmieli się do rozpuku, potem zrobiło mi się, hmm, szkoda Wojtka.? fakt, będzie mu głupio, dobra niech będzie powiedziałam cicho "Wojtek robię to bo mi się nudzi" spojrzał na mnie, a ja stanęłam na palcach, i pociągnęłam linkę, która znajdowała się na suficie, lekko wisząc. Gdy za nią pociągnęłam, po chwili usłyszałam krzyki, spojrzałam do pokoju Wojtka, i patrzyłam jak woda która była schowana, w można powiedzieć w suficie, spadła na chłopców, siedzących na łóżku, potem spojrzałam w głąb pokoju, jeden chłopak nie został oblany, hmm, poszłam szybko do swojego pokoju, gdzie przybliżyłam się do siany, która oddzielała nasze pokoje, i pociągnęłam za kolejną niewidoczną linkę, i usłyszałam "plusk" w pokoju Wojtka, szybko wróciłam tam, i zobaczyłam że wiaderko z wodą, które była na szafce Wojtka, zostało wylane na chłopaka, którego nie znam. Każdy z chłopców, patrzył na mnie złowrogo, Wojtek się odezwał...
- to dlatego zawsze w nocy słyszę wodę....myślałem że ty się wodą bawisz u siebie, nie sądziłem ze jest ona nad moim łóżkiem.! - spojrzał na mnie, a ja się odezwałam...
- mam dylemat...
- z czym.? - zapytał mnie Lys...
- z tym, A zostawić was w spokoju, i B wylać wiaderko wody na Wojtka głowę.....w końcu się umyję....hmm, wybieram B.! - po moich słowach, Wojtek chciał zaprotestować, lecz ja pociągnęłam za inną linkę przy suficie, i Wojtek był cały w wodzie, i z wiaderkiem na głowie, potem wszyscy wbili wzrok, nade mnie, patrzyłam na nich, odwróciłam się i nawet weszłam do pokoju Wojtka.!
Przed moimi oczami, stała rozgniewana matka. To był najgorszy widok jaki dziś widziałam, złowieszcza matka, jest jak, hmm, jak moja matka kiedy jest zła, nie ma rzeczy ani zwierzęcia człowieka, który jest tak straszny jak ona kiedy się wkurza.! Hmm, chociaż nie, ona wygląda teraz jak głodny, ogromny, straszny i silny lew, który głoduje od dłuższego czasu, a w tej chwili za szkłem ktoś pokazuje mu mięso i ten lew czuje ten zapach, a potem wariuje i jest przerażający bo zaczyna atakować na prawo i lewo...tak, tak można porównać teraz moją matkę....która stoi przede mną, z pytającą minę, lecz ku mojemu zdziwieniu, odezwała się do mnie spokojnie...
- Sonia, czy to przez ciebie zużywamy tyle wody.?
- tak i nie. - powiedziałam, po prostu czułam na sobie wzrok każdego w tym domu, nawet martwych much czy nawet ojca.
- słucham. - założyła ręce na piersi i przygotowała się do wysłuchania mnie...
- tak więc po pierwsze. wodę nad jego łóżkiem trzymałam jak by nie chciał rano wstać, po drugie, wodę nad szafką trzymałam jeżeli byś do niego mówiła, a on akurat by słuchał głośnej muzyki przez słuchawki, na pufie opierając się o szafkę. Po trzecie, wodę przy wyjściu, trzymam na sytuację awaryjną, nie pytaj po co, sprawy osobiste, wodę mam jeszcze w innych miejscach, ale miałam się wytłumaczyć z tych, więc, to na tyle... - wszyscy na mnie patrzyli, ja po prostu wiedziałam, że Wojtek, ogląda się dookoła aby znaleźć wiaderka wody.
- dobrze, dlaczego wylałaś farbę na jego głowę.? Tylko nie mów tego co ostatnim razem....
Ostatnim razem...
- mamo.! ale on mnie obraził, więc chciałam mu się odwdzięczyć, plus to że jeszcze zabrał mi moją kasę, bez pytania, potem jeszcze rozrzucał swoje brudne rzeczy przed moim pokojem, a potem śmierdzi, nie możesz mnie ukarać, za jeden psikus, skoro on robił ich już za wiele, a ty nie dawałaś mu kary.!
Teraz...
- no bo on porozrzucał swoje rzeczy, po całym pokoju, potem jeszcze w kuchni i salonie, plus przed łazienką, nie chcesz wiedzieć mamo co ja tam znalazłam uwierz mi nie chcesz, w kącie w jego pokoju ostatnio znalazłam mrówki, bo zaczęły się mnożyć przy jego brudnych ciuchach.! - Wojtek na mnie patrzył, i zaczął szperać w szafie, potem odskoczył do tyłu i szybko ją zamknął po czym mówił...
- ej ja nic nie wnikam, ale nawet o nich nie wiedziałem.! - spojrzałam na mamę, westchnęła i poszła na dół, do ojca, odwróciłam się i zrobiłam łobuzerski uśmiech, po czym wyszłam.
Poszłam do swojego pokoju, i pociągnęłam za linkę, pod kompem, gdzie za pewne siedział Wojtek....
Widok linek na ścianie...
Po chwili, usłyszałam krzyk Wojtka, który krzyczy "Sonia.! Zamorduję.!" zaczęłam się śmiać, ale po chwili zaczęłam żałować tego czynu, chyba, a może jednak nie,......
Tylko bez tych momentów, "bzykacie się.? wiem że tak, ....itp" reszta jest tak jak było u tego rodzeństwa "Sonii i Wojtka" w ciągu tych dwóch miesięcy... xD momenty z samymi braćmi, musicie zamienić na brat z siostrą.... :p
Jak jest 1:08 to jest ten moment o którym mówiła Sonia że Wojtek jej ukradł pieniądze...!
wiecie chyba który bohater do którego, wiecie, Sonia będzie tym który robi te psikusy a Wojtek ten który jest ofiarą... :p
OdpowiedzUsuńKiedy rozdział? ;) Yhym ja rozumiem
UsuńChce więcej!
OdpowiedzUsuńjuż jest :*
Usuń